orchid-left

Gabinet Mimi

31 maja 2024

Wspomnienia z fotela.

 W PRL zawód kosmetyczki jako oddzielny, nie istniał. Był przypisany do Cechu Fryzjerów, można powiedzieć, że jako cyrulik, czyli ktoś od higieny raczej niż od upiększania czy pielęgnacji. Aktualnie mało kto wie co znaczy słowo cyrulik, kiedyś zajmował się doprowadzaniem do porządku skóry z wypryskami, wrzodami, łojotokiem, a nawet z bolącym zębem. Swoje usługi cyrulik ofiarował również rodzinie zmarłego żeby doprowadzić delikwenta do porządku jeśli trumna miała być odkryta, a rodzina chciała rzucić ostanie spojrzenie na jego twarz, żeby pozostało dobre wspomnienie. 

Za życia, ludzie chodzili do kosmetyczki, żeby "oczyścić twarz",  to określenie doskonale się trzyma do dziś bo ta kosmetyczna usługa jest mocno zakorzeniona w świadomości. 

W malutkim gabinecie Mimi to pojęcie miało się zmienić, kosmetyka wyfrunęła z ciasnych ram i otworzyła się na świat. Z siermiężnej, ziołowej ekologii, przestawiłam się na pachnąca chemię firmy Pauli z Austrii. Oprawa zabiegu była taka sama, czyli...pieluchy z tetry i bandaże elastyczne. Bandaż owijało się ciasno nad czołem jak opaskę, ponieważ włosy w tamtych czasach myło się rzadko, a już z pewnością nie przed wizytą u kosmetyczki- do dziś tak się zdarza. Pieluchy cięłam na 4 części, powstałe kwadraty obrabiałam na maszynie do szycia, specjalnie kupiona, każda klientka miała tylko dla siebie te kompresy.Po zakończonym zabiegu brałam bieliznę zużytą do domu, do prania i gotowania. I jeszcze dużo ręczników bo bielizny jednorazowej wtedy nie było. W Pollenie była pralnia, magazyn z czystą bielizną kosmetyczną, każdego dnia po pracy kosmetyczki oddawały brudną, a "pobierały" czystą.

 Pamiętam ten magazyn, panią, która wydzielała odpowiednią ilość bandaży i tetrowych kompresów, ilość oddanych musiała się zgadzać z ilością wydaną i ten zapach chloru....dezynfekcji. 

A w swoim gabinecie musiałam wszystko robić sama, ciężka sprawa. Po kilku tygodniach...wymiękłam, tym bardziej, ze klientek było coraz więcej i coraz trudniej mi być wyjść z pracy. Jak pisałam, system pracy był ściągnięty z Polleny, przychodził każdy kto chciał, telefonu nie było więc też i kiedy kto chciał to wpadał.  Fotele stały trzy obok siebie, jeden w oddzielnym pomieszczeniu, do tego fotel do zabiegów henny, na siedząco, na chybcika. Przyszedł czas żeby zatrudnić pracownika, potrzebna była pomoc. Oczywiście z Polleny, bo musiała to być kosmetyczka profesjonalna, a takich jeszcze wciąż nie było. 

Zaczęłam namawiać moją zaprzyjaźnioną koleżankę Kasię i po wielu namowach...zgodziła się mi pomóc. Bardzo ją ceniłam za fachowość i rzetelność w pracy, ta rzetelność została jej do końca i przysporzyła mi wiele kłopotów. Również relacje w pracy były w Mimi inne, już nie pracownik w zakładzie, ale pracownik u prywaciarza, Kasia nie potrafiła się z tym nigdy uporać. Świadomość, ze pracuje " na kogoś", a nie dla dobra społecznego nie dawała jej spokoju. Nie  pomagało tłumaczenie, ze zarabia wielokrotnie więcej, że właściwie pracuje dla siebie bo była na 40% od obrotu(!) świadomość, że pozostałe 60% obrotu idzie do mojej kieszeni, nie dawało jej spokoju. Wydatki z tego 60% to...obowiązek właściciela, a zysk z pracownika to wyzysk kapitalistyczny i już. 

Pamiętam takie zdarzenie- przyszłam do pracy i widzę, ze Kasia myje ręce samą wodą, pytam o powód, mydło się skończyło, - to nie mogłaś kupić? Nie mogłam, to obowiązek właściciela. 

Musiałam dbać o każdą najdrobniejszą rzecz potrzebną do pracy, o każdy kosmetyk, ona przychodziła na gotowe i zaczynała swoją pracę. Do obowiązków pracownika należało posprzątanie stanowiska, owszem, z tego wywiązywała się znakomicie, ideologia komunizmu trwale wywierciła blizny w umyśle. Ja też nie byłam wyszkolonym pracodawcą i myślałam, że życzliwość i stworzenie optymalnych warunków do pracy wystarczą, a do tego koleżance zaprzyjaźnionej, ale nie..., nie dało się tak.  Pracowałyśmy na zmiany, z czasem wytworzyła się rywalizacja, czyje klientki,  kto ile zarobił, czyj system pracy lepszy. Kasia pracowała starym systemem, napisze o nim bo to klasyk. 

Klientka kładzie się fotel. Kosmetyczka ją ubiera w bandaż na głowę, ochrania bieliznę pieluchą, Demakijaż, masaż, maska ziołowa, oczyszczenie skóry(!), darsonwal na zdezynfekowanie bzyyy, bzyyy, po całej twarzy, wapozon. Potem maska ściągająca. i koniec. 

A mnie marzyło się coś innego, żeby oprócz tego schematu wprowadzić zabiegi upiększające odmładzające, wprowadzenie serum, maski odżywczej,  żeby kosmetyka nie ograniczała się tylko do oczyszczenia skóry. Musiałam się tego również nauczyć, musiałam ruszyć w świat. 






28 maja 2024

Początek, dzień pierwszy.

 Lepszy wróbel w dłoni, niż skowronek na dachu, takie śmieszne przysłowie zdecydowało, że zdecydowałam się otworzyć swój gabinet na Gocławiu. 

W roku 1988, jak tylko pozwoliły mi okoliczności polityczne, komunizm upadał, zaczęłam szukać lokalu. Miałam dwie możliwości, jedna na Ursynowie, duży lokal ok 80 m, ale w nowo powstającym budynku i data oddania do użytku dość odległa, druga propozycja na Gocławiu, już gotowy do odebrania. Pracowałam w śródmieściu na ul Moniuszki, w Pollenie, Gocław wtedy był w budowie, ale panie, które pracowały w tej spółdzielni były moimi klientkami i bardzo mnie namawiały, że na tym nowym osiedlu nie ma żadnych usług i bardzo potrzebują kosmetyki. Ta szybko podjęta decyzja była najlepsza, jaka podjęłam w życiu, bo potem otworzyłam jeszcze 3 gabinety, ale ten trwa do dziś i jest magicznym miejscem, do którego zjeżdżają ludzie z dalekich okolic Warszawy. 

W lutym 1989 roku, we wtorek gabinet był gotowy do pracy. Cały w boazerii jesionowej i w zielonym płótnie na ścianach, teraz mogę  powiedzieć, ze był ekologiczny od samego początku. Na środku stały 3 fotele przywiezione z Krakowa, ciężkie i bardzo niewygodne dla kosmetyczki ponieważ trzeba było się schylać nad klientką, lampy soluks, wapozon, kosmetyki, podobnie jak w Pollenie. Pięknie, ale na zewnątrz trwała budowa, błoto, rusztowania, brak dojścia do gabinetu, o telefonie nawet nie mogłam marzyć. Ponieważ w pollenie miałam dużo klientek, byłam popularna kosmetyczką, to przywiozłam takie wyobrażenie pracy ze sobą do swojego nowego gabinetu. Mój mąż również był przekonany, ze od razu będę miała dużo pracy i żeby mi nie przeszkadzać, wyjechał z naszą córeczką na urlop. 

Tylko rzeczywistość okazała się całkiem inna, Gocław to nie Śródmieście, a nowy malutki gabinet to nie Pollena. Siedzę więc w ten dzień pierwszy w gabinecie na środku, na kosmetycznym taborecie i....płaczę strasznie. Co ja zrobiłam, nikt tutaj mnie nie znajdzie, nikt tu nie przyjedzie. Czułam się opuszczona, samotna. Sama, to lepsze określenie, bo samotność w tym gabinecie nigdy nie była obecna, dla nikogo, od pierwszej godziny istnienia zaczęli wchodzić ludzie. Natomiast byłam sama w decyzjach, inwestycjach, sukcesach też, pewnie dlatego, ze mąż wtedy zostawił mnie samą zamiast stać przy moim boku. 

Siedzę więc na stołku zanosząc się głośnym płaczem, a tu nagle drzwi się otwierają i wchodzi klientka, Sabina, młoda kobieta i pyta- 

czy można oczyścić skórę? Co się stało, dlaczego pani płacze, czy to gabinet kosmetyczny? 

Okazało się, że przed godzina siedziała na fotelu u fryzjera i mówi, taki fajny mamy salon fryzjerski na Gocławiu, szkoda, że nie ma kosmetyki. A fryzjerka, moja znajoma Hania, odpowiada- 

właśnie dziś się otworzył gabinet Mimi na ul gen Abrahama. 

Potem. już wszystko się potoczyło bardzo szybko, pani Sabina poinformowała swoje sąsiadki, moje klientki z Polleny zaczęły się przeprawiać na drugą stronę Wisły, brnęły w błocie, łaziły po budowie nowego osiedla, uważały żeby nic im na głowę nie spadło z rusztowania i wchodziły...na druga stronę lustra, do gabinetu Mimi. 




19 maja 2024

Gabinet, gdzie rozpoczęła się historia.

 Jest takie przysłowie- dom, miejsce gdzie zaczyna się historia. 

Śmiało mogę powiedzieć- gabinet Mimi, miejsce, gdzie zaczyna się historia kosmetyki profesjonalnej. 

Kosmetyka ma różne dziedziny podobnie jak medycyna. Jedna i druga  służy ludziom, są specjaliści, mistrzowie i partacze. Ludzie, którzy oddają się swojej pracy  z pasja i tacy, którzy są nastawieni na robienie kasy. daleka jestem od tego, żeby krytykować kogoś, powiem nawet, że najlepiej jest jak pasja idzie w parze z zarabianiem pieniędzy, ale z doświadczenia wiem, że to rzadkie zjawisko, przynajmniej w kosmetyce.  O tym ile się zarobi decydują pacjenci i klienci, a ponieważ zarówno medycyna jak i kosmetyka jest dla ludzi, to jeśli więcej będzie osób świadomych, ufających nauce tym zyski będą większe. Na razie jakoś marnie to wygląda bo teorie spiskowe maja wielu zwolenników, stare przekonania mają się swietnie, edukacja społeczeństwa w obu dziedzinach jest słaba i nie doceniana. Może dość tych porównań kosmetyki z medycyną bo szkodliwość tej drugiej jest znacznie większa,  skupie się na kosmetyce. 

W kosmetyce rządzi moda, jeśli zaczyna być modny jakiś trend to bez względu na to czy on komuś służy czy nie, każda klientka chce to mieć. Jeśli modny jest zabieg z kwasami to wszyscy pytają o kwasy i teraz tak- profesjonalistka może zrobić te kwasy klientce, mimo że są przeciwskazania, pieniądze ma w kasie albo starać się wytłumaczyć, że nie jest to odpowiedni zabieg dla niej. W niewielu wypadkach klientka się posłucha, ale raczej większość zdeterminowanych osób pójdzie spróbować tam, gdzie robią te kwasy i swoje pieniądze zostawia tam tez, wybór gabinetów kosmetycznych jest ogromny.

W 1989 roku kiedy zaczynałam, było to łatwiejsze bo gabinetów kosmetycznych było kilka, w Pollenie na ul Moniuszki, spółdzielnia Izis miała kilka, no i ja z pierwszym prywatnym, moim własnym, bez kosmetyków produkowanych w tych zakładach państwowych. 

Ponieważ wystartowałam w kosmetykę z bazy profesjonalnej jaką była Pollena to chciałam zacząć pracę w Mimi kosmetykami profesjonalnymi, prawdziwymi, mimo ze można było inaczej. Jakieś tam kosmetyki w sklepach były, zioła też, mogłam również wziąć z Polleny czy z Izis, ale mój gabinet powinien być inny.

Pozostawała też kwestia ceny kosmetyków, a tym bardziej zabiegów, zdecydowałam się na dwa etapy, jeden z kosmetykami naszymi, polskimi, drugi kosmetykami bardzo drogimi przywiezionymi z Wiednia, profesjonalna firma Pauli. W kosmetyce do pracy najważniejszy jest dobry krem, wszystko można nim zrobić, od demakijażu po masaż, maskę końcową. Po latach pracy uważam, ze dobry krem stanowi podstawę pielęgnacji. 

Na Saskiej Kępie mieszkał pan Kowalczyk, emerytowany farmaceuta, robił w swoim mieszkaniu kremy według dawnych receptur. Pojechałam tam, to było piękne, domowe laboratorium, jak w aptece, szklane pojemniczki i bagietki, miseczki, a w nich delikatny, bielutki, mięciutki krem. Od zawartości wody zależało czy był tłusty, bardziej gęsty, czy lżejszy. Kupiłam dwa słoiki typu weck, można było zacząć pracować. 

Skóra ma ograniczone możliwości absorbowania, raczej chroni nasz organizm przed tym co jej aplikujemy każdego dnia, więc nakładanie w krótkim czasie wielu składników zawartych w wielu kosmetykach, prowadzi do odczynu zapalnego, zaczerwienienia, podrażnienia. Często skóra puchnie i wtedy zadowolone kosmetyczki robią zdjęcia że zniknęły zmarszczki, nie, to tylko chwilowy efekt spowodowany reakcja obronną. Współcześnie ratuje wiele takich poszkodowanych ekstremalnymi zabiegami osób, radząc im odstawienie wszystkich kosmetyków, najwyżej jeden sprawdzony krem. zafundować swojej skórze urlop, dać jej czas na samoregenerację. 

Na zdjęciu ja z moją klientka, która zaufała naszym umiejętnościom i jest w Mimi od samego początku. 








4 maja 2024

Wspomnienia. Anna.

 Była u mnie wczoraj moja koleżanka Anna, klientka od zawsze, a nawet od dawniej. Dla mnie moja kosmetyczna pasja zaczyna się od gabinetu Mimi od 1989 roku, a przecież wszystko zaczęło się dużo wcześniej , w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy jeszcze nie było takiej kosmetyki jaka jest teraz, wtedy wyglądało  to zupełnie inaczej. Anna poruszyła moje wspomnienia, otworzyła moje zamknięte na wspomnienia szufladki mozgowe. Uświadomiłam sobie, że razem z moją drogą zawodową rozwijała się kosmetyka w Polsce i trudno uwierzyć jakie to były przygody z tym związane

. Postanowiłam zacząć je spisywać, te wspomnienia które poruszyła Anna, zacznę od tego dnia, o którym mówiła. 

Pracowałam wtedy w Zakładzie Doświadczalnym Chemii Gospodarczej Pollena w dziale szkolenia i poradnictwa, a czasami przy fotelu kosmetycznym kiedy wypróbowywałam kosmetyki wyprodukowane w Pollenie Uroda. To było tak dawno i tak nieprawdopodobne, że boli mnie głowa od wydobywania  tych wspomnień i zapisywania ich, ale będę próbowała dalej bo warto.  No więc wracając do Anny, która była wtedy nastolatką i miała trądzik, i dostala  od swojej mamy talon na oczyszczanie skóry z zaskórników , akurat do Polleny,  do kosmetyczki. Trafiła do mnie. Ja tego oczywiście nie pamiętam, ale dla Anny to było niezwykłe przeżycie i trudno się jej dziwić bo  zabieg wyglądał tak- zioła i spirytus. Gorąca maska ziołowa, przykryta folią i ręcznikiem. Leżała na twarzy odpowiedni czas, żeby lekko rozpulchnić naskórek, nie za długo, bo wtedy skóra puchła i pory się zamykały. Po zdjęciu tej kataplazmy, szybko oczyszczałam skórę z wągrów, a te oporne, które nie miały rozszerzonego ujścia poszerzałam …..zgłębnikiem dentystycznym. Tak, tak, był ten zgłębnik dezynfekowany poprzez gotowanie i spirytus salicylowy. Ten ostatni był bardzo lubiany w kosmetyce w postaciAcnosanu 70%, płynu ogórkowego 30%, toników dla skór tłustych 15%. 

Leży sobie Anna na fotelu kosmetycznym, po bolesnym oczyszczaniu bardzo dokładnym, pokłuta zgłębnikiem dentystycznym, zdezynfekowana acnosanem., poddana działaniu pary z wapozonu , dochodzi do siebie. Na koniec nakładam maseczkę z glinki kaolinowej. Wspomnienie   tych zabiegów kosmetycznych jest w pamięci wielu osób które kojarzą do dziś wizytę u kosmetyczki z bólem, łuszczącą się skórą, dochodzeniem do dobrego wyglądu przez kilka dni. 

Nic dziwnego, że Anna mnie zapamiętała na całe życie. A tak na poważnie, to musiałam te zabiegi oczyszczania skóry wykonywać bardzo dobrze, bo wracała do mnie wiele razy, nawet przyprowadzała potem do mnie swoją córkę Magdę, już do Mimi.  Anna jest moją klientką do dziś. 

Ale o tym już innym razem.  


orchid-right