Mleczko do demakijażu, tonik po myciu, maseczek kilka i niewiele kremów podzielonych na dzienne i nocne. Ponieważ wiadomości o tym jak wyglada kosmetyka poza naszymi granicami, napierały na mnie z wielka siłą, musiałam wyjechać i sama przekonać się na własne oczy jak to wygląda.
Pojechałam na Targi kosmetyczne do Bolonii, nie przypuszczałam wtedy, że ta decyzja odmieni moje życie. Potem byłam tam wiele razy, uczestniczyłam w pokazach, słuchałam wykładów, ale ten pierwszy raz był dla mnie szokujący. Nie mogłam zrozumieć jak to możliwe, żeby na rynku było tyle odmian kosmetyki, tyle dziedzin, różnych kosmetyków, zabiegów, i wszyscy maja klientów, każdy może dla siebie znaleźć coś odpowiedniego.
Moje podróże do Włoch, Austrii, Niemiec, Anglii, Hiszpanii pozwoliły mi poznać niewielką część możliwości jakie daje studiowanie kosmetyki, z każdego kraju przywoziłam nowe pomysły i nowe zabiegi. W tamtym czasie mój mąż pracował w IBM i często bywał w Wiedniu, ja oczywiście też razem z nim, nie tylko w Wiedniu, ale ogóle w Austrii.
Którejś zimy bylismy w .Elmau. Rodzina na nartach, a ja znalazłam obok naszego hotelu gabinet kosmetyczny firmy Shisheido prowadzony przez kosmetyczkę Jolę Ronikier. Jola to z pewnością musi być Polka, nie myliłam się. weszłam wyjaśniłam, ze jestem z branży, kosmetyczka zachłanna na wiedzę. Jola zaprosiła mnie na zabieg kosmetyczny jako obserwatorke, a jak będę chciała to i klientkę, chciałam jedno i drugie. Spędziłam w jej gabinecie dużo godzin, wyszłam zafascynowana. Pomiędzy japońską firmą Shiseido, a nami to przepaść, trudno ją było przeskoczyć, można tylko słuchać i podziwić. Natomiast Jola pokazała mi....plasterki profesora Romano Cali, dermatologa z Rzymu.
Na zakończenie zabiegu, zamiast maski, nakładała gaze nasączoną odpowiednim produktem, gaza była zapakowana w szczelna folię, przycięta anatomicznie do kształtu twarzy.
Zatkało mnie z wrażenia. U nas nakładało się i zmywało, nakładało i zmywało, różne kosmetyki z twarzy, a tam....masaż i na koniec kompres, plaster taki, który robił za wszystko. Każdy kompres był nasączony maścią z różnymi składnikami. Prof Romano Cali był dermatologiem i pracował w Klinice Gemmelli w Rzymie przy pacjentach z oparzeniami. Zauważył, że skóra pod kompresem z maści goi się pięknie i wygląda lepiej, ma doskonałe właściwości regeneracyjne. Postanowił tą metodę wypróbować na skórze zdrowej, powiodło się znakomicie.
Ta metoda połączyła kosmetykę z dermatologią i powstała dziedzina zwana kosmeceutyką.
Po powrocie do Polski napisałam do profesora z pytaniem, czy mogła bym przyjechać, poznać metodę, kupić kompresy. Jak było do przewidzenia, nie dostałam odpowiedzi, potem profesor mi opowiadał jak był zdziwiony, że jakaś kosmetyczka z jakiejś POlski, pisze o chęci współpracy.
Minęło trochę czasu kiedy udało mi się nawiązać kontakt z profesorem i z jego firmą. Nasza współpraca trwała ponad 15 lat.
Wspaniały rozdział w mojej karierze kosmetycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz