orchid-left

Gabinet Mimi

2 czerwca 2024

Trudne początki cd.

 Kosmetyki do pracy w gabinecie opierały się na recepturach farmaceutycznych, a tam królują maści więc maski i kremy były w większości maściami. 

Pracując w Zakładzie Chemii Gospodarczej Pollena w dziale Doświadczalnym, eksperymentalnym, testowałam kosmetyki produkowane przez Pollenę Urodę i przez farmaceutę z Warszawy, który miał firmę PARAFARM. Co to były za kosmetyki! Wszystkie były właściwie maściami i biorąc pod uwagę dzisiejsze normy, to nie mieściły się w żadnych.  Najbardziej popularnym konserwantem były parabeny, które potem okryły się zła sławą, nigdy nie zrozumiałam dlaczego. Składniki aktywne były pochodzenia zwierzęcego, np placenta, doskonały składnik o działaniu przeciwzapalnym. POllena Uroda miała te składniki chyba z ZSSR, ale już nie pamiętam, a tam norm raczej nie było, więc nie będę pisała o recepturach i składnikach, żeby nie przekłamać. To inny rozdział mojej pracy zawodowej, a to ma być pamiętnik o gabinecie Mimi. 

Od samego początku jakość i rodzaj kosmetyków był dla mnie bardzo ważny, właśnie z powodu tego poprzedniego rozdziału, pracy w Pollenie. ale nie, nie mogę wytrzymać i muszę jednak wtrącić taką dygresję z tamtych czasów.

Otóż pracując w Dziale Szkolenia i Poradnictwa Pollena, jeździłam do różnych miast, miasteczek i wsi na szoleniia drogerzystów. To były lata 70 i 80 i jak pisałam poprzednio, o pielęgnacji kosmetycznej nikt nie słyszał, a już z pewnością nikt na prowincji. Natomiast Pollena produkowała kosmetyki, kremy, toniki, mleczka kosmetyczne, mydła, niewiele, ale zawsze. Jeździłyśmy więc  z koleżankami z Działu szkolenia mówiłyśmy sprzedawcom sklepów wielobranżowych, że oprócz mydła i spirytusu, są też i inne kosmetyki i do czego one służą.  Dlatego byłam swietnie zorientowana w jakości i rodzajach kosmetyków na rynku. 

Wracam do Mimi. 

Mimo że komunizm upadł i niby to zapaliło się zielone światło dla prywatnych przedsiębiorców to takie instytucje jak Sanepid, Urząd Miejski, Urząd Skarbowy i inne, pozostały. A w tamtych czasach takie urzędy istniały po to, aby jak najbardziej zniechęcić ludzi do prowadzenia własnej działalności, i ludzie tam pracujący było doskonale wyszkoleni w swojej dziedzinie, do tego dochodziła ludzka zazdrość i inne paskudne cechy. Zarejestrowanie gabinetu to była droga przez mękę, dosłownie. Jak sobie to przypominam to jestem pełna uznania dla siebie z tamtych czasów, że w ogóle dałam radę. Mój mąż pracował wtedy w przedstawicielstwie IBM, rzadko bywał w Polsce, a jak już był to nie bardzo go interesowało to co ja robiłam, myślę, że traktował to jako przejściowe moje zajęcie, tymczasowe. Nie winię go za to, bo w tamtych czasach wszystko było tymczasowe i jakoś tak nierealne, ludzie nie wierzyli, że to zmiany na stałe. Taka anegdotka która doskonale obrazuje nastroje -  

 Mieliśmy rodzinę w Moskwie i tam ukazał się reportaż w telewizji o zmianach w Polsce, którego byłam bohaterką. Udzielałam wywiadu dziennikarce i opowiadałam o swoim gabinecie. Reporterka powiedziała, że w Polsce młodzi ludzie biorą sprawy gospodarki w swoje ręce. Padło tez moje nazwisko. Ciotki wpadły w przerażenie! Zwołały naradę rodzinną jak mogą nam pomóc bo zaraz Ewunia zostanie aresztowana, zamkną mnie w więzieniu, osieroci męża i dziecko, trzeba działać!  No przecież  połączeń telefonicznych międzynarodowych nie było tak od razu, zanim sprawa się wyjaśniła to  trochę trwało. 

Przetrwałam, zawzięłam się i wychodziłam wszelkie zezwolenia, komisje, papierologię. Najgorszy  z tego wszystkiego to był Sanepid bo kierowali się wytycznymi sprzed wojny, dla cyrulików właśnie. Ciągle przychodziły panie z komisji, które sprawdzały czy dostosowuję się do zaleceń, ale były te zalecenia tak głupie, że jednak ...nie mogłam, nienawidzę bezmyślności i głupoty. np sprawa umywalki w gabinecie. Z dawnych czasów przedwojennych każdy fryzjer czy cyrulik musiał mieć spływ w podłodze lub niską umywalkę do wylewania wody i płukania ścierek podłogowych. Panie z komisji usilnie domagały się takiej umywalki najwyżej na wysokości metra od podłogi. Nie pomagały tłumaczenia, że nie mam spływu w podłodze, w papierach było wyraźnie - DOPUSZCZA się umywalkę na wysokości metra od podłogi. Komisja wpadała do gabinetu i nakładała kary pieniężne za niedostosowanie gabinetu do wymogów. 

To słowo "dopuszcza," było interpretowane, ze można dopuścić gabinet do działalności jeśli ma taka umywalkę. Wiele powstających potem gabinetów zmagało się z tym beznadziejnym zapisem, aż do czasu kiedy powstało PSK i wzięłyśmy się za zmodyfikowanie tych przepisów. 

Albo to, ze część socjalna powinna być odrodzona od gabinetu, ale ...nie było napisane czym. Powiesiłam więc kolorowe paseczki z materiału w drzwiach do gabinetu, które były podwiązywane, śliczne były. Moja koleżanka szyła mi potem piękne zasłonki, które doprowadzały Sanepid do pasji bo nigdzie nie mogły się wykazać ustawą, która zabraniała by materiał w gabinecie. 

 Nie dostosowywałam się do tych głupot, walczyłam taką sama bronią, prosiłam o pokazanie tych przepisów i interpretowałam je po swojemu, na zasadzie, czyja interpretacja jest lepsza. Kar nazbierało się tyle, że groziło mi bankructwo. Zapisałam się na rozmowę do dyrekcji głównego zarządu, czekałam ponawiałam prośbę, aż zostałam przyjęta. Cóż...poszłam oczywiście z paczką kosmetyków i zaproszeniem do Mimi. Miła pani dyrektor zrobiła osobiście inspekcję z pozycji fotela kosmetycznego, zaakceptowała warunki, jednak gabinet kosmetyczny był wtedy atrakcją z której warto było skorzystać. Korzystałyśmy obopólnie, wiele lat. Ja nie nadużywałam bez potrzeby, ale nawiązałam "współpracę" z innymi oddziałami Sanepidu, przydała mi się w czasach kiedy otwierałam Miderm, mój drugi gabinet z kosmetyka medyczną. 



Brak komentarzy:

orchid-right