orchid-left

Gabinet Mimi

9 lipca 2024

Okluzja w kosmetyce.

 

Od czasu zastosowania kompresów w kosmetyce zaczęto doceniać doskonałe działanie okluzji. Dla mnie to było uświadomienie sobie jak blisko kosmetyka jest dermatologii i medycyny w swoim oddziaływaniu na skórę, że to nie tylko takie takie powierzchowne miziu, miziu, sprowadzone do działań manualnych. 

Ponieważ widzę na podglądzie statystyki, trochę osób syta moje wspomnienia, więc wyjaśnię co to jest ta okluzja. 


Miło mi, że jednak ktoś czyta moje wspomnienia, a jeszcze było by mi przyjemniej, gdybym zobaczyła w komentarzach czy się ten mój pomysł wspomnieniowy podoba. 




Okluzja- Ważny termin w kosmetyce. To  na zasadzie okluzji właśnie, działają wszystkie kremy i maski.   

Na skórze znajduje się wydzielina gruczołów łojowych i potowych, tworząc znany wszystkim płaszcz lipidowy, to właśnie ten płaszcz tworzy na skórze warstewkę zwaną okluzją nie ciągłą.   Dopiero całkiem  nie dawno przeprowadzone badania udokumentowały znaczącą role  tej tłustej warstwy i od tej pory cała kosmetyka stara się ją wspomagać i  naśladować  przy pomocy  okluzyjnych kremów lub zabiegów. 

 Kremy zawierające kwasy tłuszczowe, woski naturalne i syntetyczne,  tworzą na powierzchni zjawisko okluzji nie ciągłej takiej właśnie jaką tworzy   nasz naturalny płaszcz lipidowy czyli  pozwalają na dostęp powietrza i zatrzymują parowanie w nie wielkim stopniu. 

 Jednak  kosmetyk może również  tworzyć na powierzchni skóry okluzję ciągłą w zależności od tego co chcemy przy jego pomocy osiągnąć bo jedno jak i drugie zjawisko okluzji  jest korzystne dla  skóry. 

Słyszę czasami, że krem „zapycha pory”, czy „skóra nie oddycha” szczególnie jeśli zawiera w swoim składzie parafinę, wazelinę czy inny olej mineralny. Nie ma takiej możliwości, niczego  nie zapycha, bo każdy kosmetyk dopuszczony do obrotu jest bezpieczny. Czasem  kosmetyk   tworzy na skórze film ochronny, właśnie okluzję i to  tylko przez kilkanaście minut, stąd to uczucie, że leży na skórze, i  nie można na nim wykonać makijażu. Taki kosmetyk  zapobiega parowaniu wody z głębiej położonych warstw skóry doskonale  nawilżając naskórek, ponieważ woda do tego celu  jest najlepsza z wewnątrz organizmu, a nie z zewnątrz. Dlatego im dłużej leży na powierzchni skóry, im dłużej tworzy okluzję ciągłą która zatrzymuje parowanie, tym skuteczniej  działa nawilżająco na skórę. 

Kremy   zawierają  często w swoim składzie cząsteczki hydrofobowe, to znaczy takie, które wiążą wodę, muszą one mieć czas na zadziałanie i ten czas daje im również  zjawisko okluzji ciągłej. Także  inne składniki odżywcze zawarte w kosmetykach muszą mieć czas na pokonanie bariery naskórkowej, na zadziałanie w naszej skórze zgodnie z przeznaczonym zadaniem. 

 Okluzja ciągła daje czas na przenikanie cząsteczek aktywnych i dlatego  jest wykorzystywana  w  wielu zabiegach kosmetycznych : 

*Zabieg parafinowy- teraz popularny przede wszystkim podczas pielęgnacji rąk, kiedyś stosowało się parafinę również  na twarz. W jednym i drugim przypadku parafina  lekko podgrzana i rozłożona na powierzchni skóry zastyga tworzą nieprzepuszczalną warstwę pod którą składniki aktywne z nałożonego pod nią kremu, mają możliwość dotarcia do głębszych   warstw skóry. Teraz parafina ma swój zły czas, ale do nie dawna  jeden z najczęściej używanych składników w kosmetyce za względu na  to, że jest obojętny dla skóry, nie łączy się z nią, nie podrażnia, tworzy właśnie tą ochronną warstwę okluzyjną

.Metoda medycznych opatrunków na oparzoną, uszkodzona skórę, znalazła zastosowanie w kosmetyce w kompresach okluzyjnych tworząc nowy rodzaj kosmetyków z pogranicza medycyny, tak zwanych kosmeceutyków. Zawierają  one aktywne składniki, które mogą wpłynąć na procesy fizjologiczne zachodzące w skórze. Głównymi składnikami aktywnymi kosmeceutyków są m.in. antyoksydanty, witaminy, a także duża grupa ekstraktów roślinnych, które wykazują działanie lecznicze lub wspomagające leczenie. 

Kompresy te są wykonane ze specjalnego materiału imitującego strukturę tkanki. Pod powierzchnią na skutek okluzji następuje pęcznienie  komórek keratyny, które dzielą się na mniejsze tworząc malutkie otworki co pozwala aktywnym składnikom dokładniej przeniknąć w głąb skóry. 

 

1 lipca 2024

Okno na świat.

Kosmetyka, która istniała  w PRL była bardzo uboga, pisałam już na ten temat, ale powtórzę, bo trudno sobie to wyobrazić teraz, kiedy zewsząd spływa do nas tyle nowości w tej dziedzinie.  
Mleczko do demakijażu, tonik po myciu, maseczek kilka i niewiele kremów podzielonych na dzienne i nocne. Ponieważ wiadomości o tym jak wyglada kosmetyka poza naszymi granicami, napierały na mnie z wielka siłą, musiałam wyjechać i sama przekonać się na własne oczy jak to wygląda. 
Pojechałam na Targi kosmetyczne do Bolonii, nie przypuszczałam wtedy, że ta decyzja odmieni moje życie. Potem byłam tam wiele razy, uczestniczyłam w pokazach, słuchałam wykładów, ale ten pierwszy raz był dla mnie szokujący. Nie mogłam zrozumieć jak to możliwe, żeby na rynku było tyle odmian kosmetyki, tyle dziedzin, różnych kosmetyków, zabiegów, i wszyscy maja klientów, każdy może dla siebie znaleźć coś odpowiedniego. 
Moje podróże do Włoch,  Austrii,  Niemiec,  Anglii, Hiszpanii pozwoliły mi poznać niewielką część możliwości jakie daje studiowanie kosmetyki, z każdego kraju przywoziłam nowe pomysły i nowe zabiegi. W tamtym czasie mój mąż pracował w IBM i często bywał w Wiedniu, ja oczywiście też razem z nim, nie tylko w Wiedniu, ale ogóle w Austrii. 
Którejś zimy bylismy  w .Elmau. Rodzina na nartach, a ja znalazłam obok naszego hotelu gabinet kosmetyczny firmy Shisheido  prowadzony przez kosmetyczkę Jolę Ronikier.  Jola to z pewnością musi być Polka, nie myliłam się. weszłam wyjaśniłam, ze jestem z branży, kosmetyczka zachłanna na wiedzę. Jola zaprosiła mnie na zabieg kosmetyczny jako obserwatorke, a jak będę chciała to i klientkę, chciałam jedno i drugie. Spędziłam w jej gabinecie dużo godzin, wyszłam zafascynowana. Pomiędzy japońską firmą Shiseido, a nami to przepaść, trudno ją było przeskoczyć, można tylko słuchać i podziwić. Natomiast Jola pokazała mi....plasterki profesora Romano Cali, dermatologa z Rzymu. 
Na zakończenie zabiegu, zamiast maski, nakładała gaze  nasączoną odpowiednim produktem,  gaza była zapakowana w szczelna folię, przycięta anatomicznie do kształtu twarzy. 
Zatkało mnie z wrażenia. U nas nakładało się i zmywało, nakładało i zmywało, różne kosmetyki z twarzy, a tam....masaż i na koniec  kompres, plaster taki, który robił za wszystko.  Każdy kompres był nasączony maścią z różnymi składnikami. Prof Romano Cali był dermatologiem i pracował w Klinice Gemmelli w Rzymie przy pacjentach z oparzeniami. Zauważył, że skóra pod kompresem z maści goi się pięknie i wygląda lepiej, ma doskonałe właściwości regeneracyjne. Postanowił tą metodę wypróbować na skórze zdrowej, powiodło się znakomicie. 
Ta metoda połączyła kosmetykę z dermatologią i powstała dziedzina zwana kosmeceutyką. 
Po powrocie do Polski napisałam do profesora z pytaniem, czy mogła bym przyjechać, poznać metodę, kupić kompresy. Jak było do przewidzenia, nie dostałam odpowiedzi, potem profesor mi opowiadał jak był zdziwiony, że jakaś kosmetyczka z jakiejś POlski, pisze o chęci współpracy. 
Minęło trochę czasu kiedy udało mi się nawiązać kontakt z profesorem i z jego firmą. Nasza współpraca trwała ponad 15 lat. 
Wspaniały rozdział w mojej karierze kosmetycznej. 




10 czerwca 2024

Trochę o aromaterapii

 Szkolenia w Konstancinie były takim oknem na świat, dla mnie drzwiami przez które wyfrunęłam poznawać kosmetykę. Najbardziej mi przypadła do serca aromaterapia. Pewnie dlatego, że w tej dziedzinie praca polegała na dopasowaniu zapachu do zabiegu, a poza tym uświadomiłam sobie, że profile  gabinetów kosmetycznych mogą być różne,  kosmetyka może służyć różnym celom, a gabinety kosmetyczne trzeba wybierać w zależności od tego, jakiej usługi poszukujemy. 

Uczyłam się aromaterapii u pani Riberth Elders, Holenderki. Była w Konstancinie żeby nam zaprezentować swoją metodę, pracowała z tłumaczką. Kurs trwał dwa tygodnie, ale dla mnie to była tylko maleńka pigułka wiedzy, pojechałam wkrótce razem z tą tłumaczką do Amstelveen żeby dowiedzieć się więcej. Tak zaczęła się moja przygoda z Holandią, jeździłam tam potem wielokrotnie po kosmetyki, potrafiłam pojechać w jeden dzień tam i z powrotem. 

Pracuję według schematu, którego się wtedy nauczyłam do dziś. W Mimi olejki eteryczne są zawsze, wspomagam nimi swoje zabiegi, często klientki nawet o tym nie wiedzą. 

W Polsce też istniała aromaterapia, w mojej rodzimej Pollenie, nawet doskonale znałam doktora Bruda,  Produkowali substancje zapachowe, olejki eteryczne też, ale nijak nie wiedziałam jak je zastosować w kosmetyce do zabiegów.  Dopiero po kontakcie z panią Riberth zrozumiałam, że mamy w Polsce skarb w postaci Polleny Aromy, dr Beta, państwa Władysława i Iwony Brud.  Ponieważ na świecie aromaterapia istniała od lat 70, a u nas był w tej dziedzinie kompletny brak świadomości, to oni mieli trudny czas przez wiele lat, chyba dopiero w latach 2000 aromaterapia pojawiła się jako dziedzina kosmetyki.. Natomiast olejki mieli świetne, rewelacyjne, o bardzo niskich cenach, w porównaniu z tymi holenderskimi. Do dziś  jesteśmy 20 lat do tylu w różnych dziedzinach kosmetyki, to o czym na świecie już nie pamiętają, u nas się reklamuje jako hit, nowość  i wszyscy muszą to mieć. 

Teraz u nas jest wiele kursów z aromaterapii, są gabinety, kosmetyki z olejkami eterycznymi, ale nie są to popularne metody w kosmetyce, mam wrażenie, że funkcjonują jako oddzielna dziedzina, bardziej jest zbliżona do medycyny niekonwencjonalnej podobnie jak koloroterapia. W internecie można już znaleźć na temat aromaterapii wiele stron jeśli ktoś jest zainteresowany to odsyłam do polleny Aromy, żeby nie było tak, że cudze chwalicie, a swego nie znacie. 





4 czerwca 2024

Sprawy urzędowe. cd wspomnień.

 Sprawy urzędowe zajmowały mi tak wiele czasu, ze nie starczyło go na prace przy fotelu. Klientek było coraz więcej, fotele 4, Moja koleżanka pracownica była bardzo oporna na zmiany i wszelkie sugestie pracy, musiałam zatrudnić drugą kosmetyczkę. Znowu koleżankę z Polleny, Beatę. Właściwie to miała na imię   też Kasia, ale dwie być nie mogły, więc stanęło na Beacie. To był taki cień osoby,  niby była bez zarzutu, ale pracowała tak, jak by  jej nie było. W każdej wolnej chwili uciekała do kuchni i czytała książkę.  Nie miała żadnej inicjatywy, ani chęci uczenia się. Zabiegi wtedy były wykonywane schematycznie, ja kupowałam kosmetyki, decydowałam o rodzaju zabiegów, męczyła mnie ta rutyna pracy, chciałam nowości, nowości, chciałam tego co za granicą.

Jednocześnie z powstającymi nowymi gabinetami, powstawały firmy, które zajęły się importem kosmetyków  i produkcją. Monopolistą dotąd była Pollena, więc ja wywodząca się stamtąd byłam znana i mile widziana w nowych firmach ze swoją wiedzą. Jeździłam do malutkiej wytwórni dr Eris, do Celli, do Dax Cosmetics, ustawiałam im zabiegi, to zn opracowywałam kolejność używania produkowanych kosmetyków. Przywoziłam też do gabinetu ich kosmetyki. Takie dodatkowe zajęcie pozwoliło mi jakoś finansowo się utrzymać bo większość dochodu zabierały kosmetyczki. Mimo to ciągle były niezadowolone i czuły się wykorzystywane, że" pracują  na mnie". Po 8 latach wycięły mi taki numer, ze ledwo się pozbierałam, ale o tym póżniej. 

Pamiętam, że kiedyś przywiozłam serum i poleciłam kosmetyczkom, żeby używały do każdego zabiegu. Zauważyłam, że w ogóle tego nie ubywa, pytam o powód - bo nie powiedziałaś kiedy mam używać tego serum  i po co!? Serum to była nowość, z resztą do dziś sprawia kłopoty osobom niewtajemniczonym. 

Nastały wspaniałe lata dziewiędziesiąte, granice zostały otworzone, wystarczyło tylko chcieć. Ponieważ w sprawach urzędowych byłam zaprawiona to zgłosiłam się do Cechu Rzemiosł, do działu Fryzjerów i Cyrulików, bo tam była komórka kosmetyki, maleńka, ale zawsze coś. Chciałam wyszkolić swoje kosmetyczki, ale się nie dały, natomiast ja zaliczyłam egzamin czeladniczy, potem mistrzowski, potem uprawnienia szkoleniowe i właściwie wszystko co tam było możliwe. Łatwizna. 

Pracując w Dziale Szkolenia i Poradnictwa w Pollenie, opanowałam umiejętność występowania publicznego, prezentacji, zdawanie egzaminów przed osobami w komisji, które wiedziały o kosmetyce mniej niż ja, nie było żadnym problemem, natomiast moje kosmetyczki były sparaliżowane strachem. Bardzo to było dla mnie dziwne, nie zdawałam sobie z tego sprawy, krzyczałam na nie, że nie potrafią, wstyd. Inaczej teraz na to patrzę, wtedy, czułam się wkurzona, miałam wrażenie, że blokują mi rozwój gabinetu. Starałam się sama czegoś je nauczyć, ale przyjmowały to jako "narzucanie im swojej woli", a one wiedziały jak pracować, po swojemu. Szczególnie Kasia, uparcie trzymała się tego, czego nauczyła się w Pollenie. Powinnam je zwolnić, ale gabinet miał coraz więcej klientek, a ja byłam zajęta czym innym. 

Pochłaniały mnie szkolenia. Przyjeżdżały do Polski firmy kosmetyczne które prezentowały swoje metody i kosmetyki, to było fascynujące. W Konstancinie firma polska organizowała takie spotkania. Trwały one od 8 do 14 dni! Po 10 godzin, teoria i praktyka. Kosmetyczek słuchaczek była garstka wcale nie byłyśmy takie zielone w temacie, ale nasza rodzima kosmetyka była bardzo uboga, jednostronna, a  tam  prezentowano nam różne jej dziedziny- aromaterapię, koloroterapię,  maska kaolinowa, którą nakładałam na zakończenie zabiegu okazała jest tylko jedną z wielu glinek wykorzystywanych do pielęgnacji i była częścią argilloterapii. Również masaż kosmetyczny klasyczny był pokazywany w wielu wersjach. Czułam się tak, jak ktoś wpuszczony do Sezamu pełnego bogactw, ale ile można z niego wynieść, ile udźwignąć, ile wykorzystać żeby nie zwariować. Musiałam to sobie uporządkować, tą wiedzę, te wszystkie metody powoli, każdą dziedzinę oddzielnie, ale to tak, jak by lekarz chciał opanować wszystkie specjalizacje, to jak by niemożliwe, tym bardziej, że kosmetyka w krajach zachodnich rozwijała się od dawna, a u nas dopiero były jej początki.  Jednak próbowałam, byłam zdecydowana i zajęło to mi wiele, wiele lat. Jest co wspominać. 






2 czerwca 2024

Trudne początki cd.

 Kosmetyki do pracy w gabinecie opierały się na recepturach farmaceutycznych, a tam królują maści więc maski i kremy były w większości maściami. 

Pracując w Zakładzie Chemii Gospodarczej Pollena w dziale Doświadczalnym, eksperymentalnym, testowałam kosmetyki produkowane przez Pollenę Urodę i przez farmaceutę z Warszawy, który miał firmę PARAFARM. Co to były za kosmetyki! Wszystkie były właściwie maściami i biorąc pod uwagę dzisiejsze normy, to nie mieściły się w żadnych.  Najbardziej popularnym konserwantem były parabeny, które potem okryły się zła sławą, nigdy nie zrozumiałam dlaczego. Składniki aktywne były pochodzenia zwierzęcego, np placenta, doskonały składnik o działaniu przeciwzapalnym. POllena Uroda miała te składniki chyba z ZSSR, ale już nie pamiętam, a tam norm raczej nie było, więc nie będę pisała o recepturach i składnikach, żeby nie przekłamać. To inny rozdział mojej pracy zawodowej, a to ma być pamiętnik o gabinecie Mimi. 

Od samego początku jakość i rodzaj kosmetyków był dla mnie bardzo ważny, właśnie z powodu tego poprzedniego rozdziału, pracy w Pollenie. ale nie, nie mogę wytrzymać i muszę jednak wtrącić taką dygresję z tamtych czasów.

Otóż pracując w Dziale Szkolenia i Poradnictwa Pollena, jeździłam do różnych miast, miasteczek i wsi na szoleniia drogerzystów. To były lata 70 i 80 i jak pisałam poprzednio, o pielęgnacji kosmetycznej nikt nie słyszał, a już z pewnością nikt na prowincji. Natomiast Pollena produkowała kosmetyki, kremy, toniki, mleczka kosmetyczne, mydła, niewiele, ale zawsze. Jeździłyśmy więc  z koleżankami z Działu szkolenia mówiłyśmy sprzedawcom sklepów wielobranżowych, że oprócz mydła i spirytusu, są też i inne kosmetyki i do czego one służą.  Dlatego byłam swietnie zorientowana w jakości i rodzajach kosmetyków na rynku. 

Wracam do Mimi. 

Mimo że komunizm upadł i niby to zapaliło się zielone światło dla prywatnych przedsiębiorców to takie instytucje jak Sanepid, Urząd Miejski, Urząd Skarbowy i inne, pozostały. A w tamtych czasach takie urzędy istniały po to, aby jak najbardziej zniechęcić ludzi do prowadzenia własnej działalności, i ludzie tam pracujący było doskonale wyszkoleni w swojej dziedzinie, do tego dochodziła ludzka zazdrość i inne paskudne cechy. Zarejestrowanie gabinetu to była droga przez mękę, dosłownie. Jak sobie to przypominam to jestem pełna uznania dla siebie z tamtych czasów, że w ogóle dałam radę. Mój mąż pracował wtedy w przedstawicielstwie IBM, rzadko bywał w Polsce, a jak już był to nie bardzo go interesowało to co ja robiłam, myślę, że traktował to jako przejściowe moje zajęcie, tymczasowe. Nie winię go za to, bo w tamtych czasach wszystko było tymczasowe i jakoś tak nierealne, ludzie nie wierzyli, że to zmiany na stałe. Taka anegdotka która doskonale obrazuje nastroje -  

 Mieliśmy rodzinę w Moskwie i tam ukazał się reportaż w telewizji o zmianach w Polsce, którego byłam bohaterką. Udzielałam wywiadu dziennikarce i opowiadałam o swoim gabinecie. Reporterka powiedziała, że w Polsce młodzi ludzie biorą sprawy gospodarki w swoje ręce. Padło tez moje nazwisko. Ciotki wpadły w przerażenie! Zwołały naradę rodzinną jak mogą nam pomóc bo zaraz Ewunia zostanie aresztowana, zamkną mnie w więzieniu, osieroci męża i dziecko, trzeba działać!  No przecież  połączeń telefonicznych międzynarodowych nie było tak od razu, zanim sprawa się wyjaśniła to  trochę trwało. 

Przetrwałam, zawzięłam się i wychodziłam wszelkie zezwolenia, komisje, papierologię. Najgorszy  z tego wszystkiego to był Sanepid bo kierowali się wytycznymi sprzed wojny, dla cyrulików właśnie. Ciągle przychodziły panie z komisji, które sprawdzały czy dostosowuję się do zaleceń, ale były te zalecenia tak głupie, że jednak ...nie mogłam, nienawidzę bezmyślności i głupoty. np sprawa umywalki w gabinecie. Z dawnych czasów przedwojennych każdy fryzjer czy cyrulik musiał mieć spływ w podłodze lub niską umywalkę do wylewania wody i płukania ścierek podłogowych. Panie z komisji usilnie domagały się takiej umywalki najwyżej na wysokości metra od podłogi. Nie pomagały tłumaczenia, że nie mam spływu w podłodze, w papierach było wyraźnie - DOPUSZCZA się umywalkę na wysokości metra od podłogi. Komisja wpadała do gabinetu i nakładała kary pieniężne za niedostosowanie gabinetu do wymogów. 

To słowo "dopuszcza," było interpretowane, ze można dopuścić gabinet do działalności jeśli ma taka umywalkę. Wiele powstających potem gabinetów zmagało się z tym beznadziejnym zapisem, aż do czasu kiedy powstało PSK i wzięłyśmy się za zmodyfikowanie tych przepisów. 

Albo to, ze część socjalna powinna być odrodzona od gabinetu, ale ...nie było napisane czym. Powiesiłam więc kolorowe paseczki z materiału w drzwiach do gabinetu, które były podwiązywane, śliczne były. Moja koleżanka szyła mi potem piękne zasłonki, które doprowadzały Sanepid do pasji bo nigdzie nie mogły się wykazać ustawą, która zabraniała by materiał w gabinecie. 

 Nie dostosowywałam się do tych głupot, walczyłam taką sama bronią, prosiłam o pokazanie tych przepisów i interpretowałam je po swojemu, na zasadzie, czyja interpretacja jest lepsza. Kar nazbierało się tyle, że groziło mi bankructwo. Zapisałam się na rozmowę do dyrekcji głównego zarządu, czekałam ponawiałam prośbę, aż zostałam przyjęta. Cóż...poszłam oczywiście z paczką kosmetyków i zaproszeniem do Mimi. Miła pani dyrektor zrobiła osobiście inspekcję z pozycji fotela kosmetycznego, zaakceptowała warunki, jednak gabinet kosmetyczny był wtedy atrakcją z której warto było skorzystać. Korzystałyśmy obopólnie, wiele lat. Ja nie nadużywałam bez potrzeby, ale nawiązałam "współpracę" z innymi oddziałami Sanepidu, przydała mi się w czasach kiedy otwierałam Miderm, mój drugi gabinet z kosmetyka medyczną. 



31 maja 2024

Wspomnienia z fotela.

 W PRL zawód kosmetyczki jako oddzielny, nie istniał. Był przypisany do Cechu Fryzjerów, można powiedzieć, że jako cyrulik, czyli ktoś od higieny raczej niż od upiększania czy pielęgnacji. Aktualnie mało kto wie co znaczy słowo cyrulik, kiedyś zajmował się doprowadzaniem do porządku skóry z wypryskami, wrzodami, łojotokiem, a nawet z bolącym zębem. Swoje usługi cyrulik ofiarował również rodzinie zmarłego żeby doprowadzić delikwenta do porządku jeśli trumna miała być odkryta, a rodzina chciała rzucić ostanie spojrzenie na jego twarz, żeby pozostało dobre wspomnienie. 

Za życia, ludzie chodzili do kosmetyczki, żeby "oczyścić twarz",  to określenie doskonale się trzyma do dziś bo ta kosmetyczna usługa jest mocno zakorzeniona w świadomości. 

W malutkim gabinecie Mimi to pojęcie miało się zmienić, kosmetyka wyfrunęła z ciasnych ram i otworzyła się na świat. Z siermiężnej, ziołowej ekologii, przestawiłam się na pachnąca chemię firmy Pauli z Austrii. Oprawa zabiegu była taka sama, czyli...pieluchy z tetry i bandaże elastyczne. Bandaż owijało się ciasno nad czołem jak opaskę, ponieważ włosy w tamtych czasach myło się rzadko, a już z pewnością nie przed wizytą u kosmetyczki- do dziś tak się zdarza. Pieluchy cięłam na 4 części, powstałe kwadraty obrabiałam na maszynie do szycia, specjalnie kupiona, każda klientka miała tylko dla siebie te kompresy.Po zakończonym zabiegu brałam bieliznę zużytą do domu, do prania i gotowania. I jeszcze dużo ręczników bo bielizny jednorazowej wtedy nie było. W Pollenie była pralnia, magazyn z czystą bielizną kosmetyczną, każdego dnia po pracy kosmetyczki oddawały brudną, a "pobierały" czystą.

 Pamiętam ten magazyn, panią, która wydzielała odpowiednią ilość bandaży i tetrowych kompresów, ilość oddanych musiała się zgadzać z ilością wydaną i ten zapach chloru....dezynfekcji. 

A w swoim gabinecie musiałam wszystko robić sama, ciężka sprawa. Po kilku tygodniach...wymiękłam, tym bardziej, ze klientek było coraz więcej i coraz trudniej mi być wyjść z pracy. Jak pisałam, system pracy był ściągnięty z Polleny, przychodził każdy kto chciał, telefonu nie było więc też i kiedy kto chciał to wpadał.  Fotele stały trzy obok siebie, jeden w oddzielnym pomieszczeniu, do tego fotel do zabiegów henny, na siedząco, na chybcika. Przyszedł czas żeby zatrudnić pracownika, potrzebna była pomoc. Oczywiście z Polleny, bo musiała to być kosmetyczka profesjonalna, a takich jeszcze wciąż nie było. 

Zaczęłam namawiać moją zaprzyjaźnioną koleżankę Kasię i po wielu namowach...zgodziła się mi pomóc. Bardzo ją ceniłam za fachowość i rzetelność w pracy, ta rzetelność została jej do końca i przysporzyła mi wiele kłopotów. Również relacje w pracy były w Mimi inne, już nie pracownik w zakładzie, ale pracownik u prywaciarza, Kasia nie potrafiła się z tym nigdy uporać. Świadomość, ze pracuje " na kogoś", a nie dla dobra społecznego nie dawała jej spokoju. Nie  pomagało tłumaczenie, ze zarabia wielokrotnie więcej, że właściwie pracuje dla siebie bo była na 40% od obrotu(!) świadomość, że pozostałe 60% obrotu idzie do mojej kieszeni, nie dawało jej spokoju. Wydatki z tego 60% to...obowiązek właściciela, a zysk z pracownika to wyzysk kapitalistyczny i już. 

Pamiętam takie zdarzenie- przyszłam do pracy i widzę, ze Kasia myje ręce samą wodą, pytam o powód, mydło się skończyło, - to nie mogłaś kupić? Nie mogłam, to obowiązek właściciela. 

Musiałam dbać o każdą najdrobniejszą rzecz potrzebną do pracy, o każdy kosmetyk, ona przychodziła na gotowe i zaczynała swoją pracę. Do obowiązków pracownika należało posprzątanie stanowiska, owszem, z tego wywiązywała się znakomicie, ideologia komunizmu trwale wywierciła blizny w umyśle. Ja też nie byłam wyszkolonym pracodawcą i myślałam, że życzliwość i stworzenie optymalnych warunków do pracy wystarczą, a do tego koleżance zaprzyjaźnionej, ale nie..., nie dało się tak.  Pracowałyśmy na zmiany, z czasem wytworzyła się rywalizacja, czyje klientki,  kto ile zarobił, czyj system pracy lepszy. Kasia pracowała starym systemem, napisze o nim bo to klasyk. 

Klientka kładzie się fotel. Kosmetyczka ją ubiera w bandaż na głowę, ochrania bieliznę pieluchą, Demakijaż, masaż, maska ziołowa, oczyszczenie skóry(!), darsonwal na zdezynfekowanie bzyyy, bzyyy, po całej twarzy, wapozon. Potem maska ściągająca. i koniec. 

A mnie marzyło się coś innego, żeby oprócz tego schematu wprowadzić zabiegi upiększające odmładzające, wprowadzenie serum, maski odżywczej,  żeby kosmetyka nie ograniczała się tylko do oczyszczenia skóry. Musiałam się tego również nauczyć, musiałam ruszyć w świat. 






28 maja 2024

Początek, dzień pierwszy.

 Lepszy wróbel w dłoni, niż skowronek na dachu, takie śmieszne przysłowie zdecydowało, że zdecydowałam się otworzyć swój gabinet na Gocławiu. 

W roku 1988, jak tylko pozwoliły mi okoliczności polityczne, komunizm upadał, zaczęłam szukać lokalu. Miałam dwie możliwości, jedna na Ursynowie, duży lokal ok 80 m, ale w nowo powstającym budynku i data oddania do użytku dość odległa, druga propozycja na Gocławiu, już gotowy do odebrania. Pracowałam w śródmieściu na ul Moniuszki, w Pollenie, Gocław wtedy był w budowie, ale panie, które pracowały w tej spółdzielni były moimi klientkami i bardzo mnie namawiały, że na tym nowym osiedlu nie ma żadnych usług i bardzo potrzebują kosmetyki. Ta szybko podjęta decyzja była najlepsza, jaka podjęłam w życiu, bo potem otworzyłam jeszcze 3 gabinety, ale ten trwa do dziś i jest magicznym miejscem, do którego zjeżdżają ludzie z dalekich okolic Warszawy. 

W lutym 1989 roku, we wtorek gabinet był gotowy do pracy. Cały w boazerii jesionowej i w zielonym płótnie na ścianach, teraz mogę  powiedzieć, ze był ekologiczny od samego początku. Na środku stały 3 fotele przywiezione z Krakowa, ciężkie i bardzo niewygodne dla kosmetyczki ponieważ trzeba było się schylać nad klientką, lampy soluks, wapozon, kosmetyki, podobnie jak w Pollenie. Pięknie, ale na zewnątrz trwała budowa, błoto, rusztowania, brak dojścia do gabinetu, o telefonie nawet nie mogłam marzyć. Ponieważ w pollenie miałam dużo klientek, byłam popularna kosmetyczką, to przywiozłam takie wyobrażenie pracy ze sobą do swojego nowego gabinetu. Mój mąż również był przekonany, ze od razu będę miała dużo pracy i żeby mi nie przeszkadzać, wyjechał z naszą córeczką na urlop. 

Tylko rzeczywistość okazała się całkiem inna, Gocław to nie Śródmieście, a nowy malutki gabinet to nie Pollena. Siedzę więc w ten dzień pierwszy w gabinecie na środku, na kosmetycznym taborecie i....płaczę strasznie. Co ja zrobiłam, nikt tutaj mnie nie znajdzie, nikt tu nie przyjedzie. Czułam się opuszczona, samotna. Sama, to lepsze określenie, bo samotność w tym gabinecie nigdy nie była obecna, dla nikogo, od pierwszej godziny istnienia zaczęli wchodzić ludzie. Natomiast byłam sama w decyzjach, inwestycjach, sukcesach też, pewnie dlatego, ze mąż wtedy zostawił mnie samą zamiast stać przy moim boku. 

Siedzę więc na stołku zanosząc się głośnym płaczem, a tu nagle drzwi się otwierają i wchodzi klientka, Sabina, młoda kobieta i pyta- 

czy można oczyścić skórę? Co się stało, dlaczego pani płacze, czy to gabinet kosmetyczny? 

Okazało się, że przed godzina siedziała na fotelu u fryzjera i mówi, taki fajny mamy salon fryzjerski na Gocławiu, szkoda, że nie ma kosmetyki. A fryzjerka, moja znajoma Hania, odpowiada- 

właśnie dziś się otworzył gabinet Mimi na ul gen Abrahama. 

Potem. już wszystko się potoczyło bardzo szybko, pani Sabina poinformowała swoje sąsiadki, moje klientki z Polleny zaczęły się przeprawiać na drugą stronę Wisły, brnęły w błocie, łaziły po budowie nowego osiedla, uważały żeby nic im na głowę nie spadło z rusztowania i wchodziły...na druga stronę lustra, do gabinetu Mimi. 




19 maja 2024

Gabinet, gdzie rozpoczęła się historia.

 Jest takie przysłowie- dom, miejsce gdzie zaczyna się historia. 

Śmiało mogę powiedzieć- gabinet Mimi, miejsce, gdzie zaczyna się historia kosmetyki profesjonalnej. 

Kosmetyka ma różne dziedziny podobnie jak medycyna. Jedna i druga  służy ludziom, są specjaliści, mistrzowie i partacze. Ludzie, którzy oddają się swojej pracy  z pasja i tacy, którzy są nastawieni na robienie kasy. daleka jestem od tego, żeby krytykować kogoś, powiem nawet, że najlepiej jest jak pasja idzie w parze z zarabianiem pieniędzy, ale z doświadczenia wiem, że to rzadkie zjawisko, przynajmniej w kosmetyce.  O tym ile się zarobi decydują pacjenci i klienci, a ponieważ zarówno medycyna jak i kosmetyka jest dla ludzi, to jeśli więcej będzie osób świadomych, ufających nauce tym zyski będą większe. Na razie jakoś marnie to wygląda bo teorie spiskowe maja wielu zwolenników, stare przekonania mają się swietnie, edukacja społeczeństwa w obu dziedzinach jest słaba i nie doceniana. Może dość tych porównań kosmetyki z medycyną bo szkodliwość tej drugiej jest znacznie większa,  skupie się na kosmetyce. 

W kosmetyce rządzi moda, jeśli zaczyna być modny jakiś trend to bez względu na to czy on komuś służy czy nie, każda klientka chce to mieć. Jeśli modny jest zabieg z kwasami to wszyscy pytają o kwasy i teraz tak- profesjonalistka może zrobić te kwasy klientce, mimo że są przeciwskazania, pieniądze ma w kasie albo starać się wytłumaczyć, że nie jest to odpowiedni zabieg dla niej. W niewielu wypadkach klientka się posłucha, ale raczej większość zdeterminowanych osób pójdzie spróbować tam, gdzie robią te kwasy i swoje pieniądze zostawia tam tez, wybór gabinetów kosmetycznych jest ogromny.

W 1989 roku kiedy zaczynałam, było to łatwiejsze bo gabinetów kosmetycznych było kilka, w Pollenie na ul Moniuszki, spółdzielnia Izis miała kilka, no i ja z pierwszym prywatnym, moim własnym, bez kosmetyków produkowanych w tych zakładach państwowych. 

Ponieważ wystartowałam w kosmetykę z bazy profesjonalnej jaką była Pollena to chciałam zacząć pracę w Mimi kosmetykami profesjonalnymi, prawdziwymi, mimo ze można było inaczej. Jakieś tam kosmetyki w sklepach były, zioła też, mogłam również wziąć z Polleny czy z Izis, ale mój gabinet powinien być inny.

Pozostawała też kwestia ceny kosmetyków, a tym bardziej zabiegów, zdecydowałam się na dwa etapy, jeden z kosmetykami naszymi, polskimi, drugi kosmetykami bardzo drogimi przywiezionymi z Wiednia, profesjonalna firma Pauli. W kosmetyce do pracy najważniejszy jest dobry krem, wszystko można nim zrobić, od demakijażu po masaż, maskę końcową. Po latach pracy uważam, ze dobry krem stanowi podstawę pielęgnacji. 

Na Saskiej Kępie mieszkał pan Kowalczyk, emerytowany farmaceuta, robił w swoim mieszkaniu kremy według dawnych receptur. Pojechałam tam, to było piękne, domowe laboratorium, jak w aptece, szklane pojemniczki i bagietki, miseczki, a w nich delikatny, bielutki, mięciutki krem. Od zawartości wody zależało czy był tłusty, bardziej gęsty, czy lżejszy. Kupiłam dwa słoiki typu weck, można było zacząć pracować. 

Skóra ma ograniczone możliwości absorbowania, raczej chroni nasz organizm przed tym co jej aplikujemy każdego dnia, więc nakładanie w krótkim czasie wielu składników zawartych w wielu kosmetykach, prowadzi do odczynu zapalnego, zaczerwienienia, podrażnienia. Często skóra puchnie i wtedy zadowolone kosmetyczki robią zdjęcia że zniknęły zmarszczki, nie, to tylko chwilowy efekt spowodowany reakcja obronną. Współcześnie ratuje wiele takich poszkodowanych ekstremalnymi zabiegami osób, radząc im odstawienie wszystkich kosmetyków, najwyżej jeden sprawdzony krem. zafundować swojej skórze urlop, dać jej czas na samoregenerację. 

Na zdjęciu ja z moją klientka, która zaufała naszym umiejętnościom i jest w Mimi od samego początku. 








4 maja 2024

Wspomnienia. Anna.

 Była u mnie wczoraj moja koleżanka Anna, klientka od zawsze, a nawet od dawniej. Dla mnie moja kosmetyczna pasja zaczyna się od gabinetu Mimi od 1989 roku, a przecież wszystko zaczęło się dużo wcześniej , w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy jeszcze nie było takiej kosmetyki jaka jest teraz, wtedy wyglądało  to zupełnie inaczej. Anna poruszyła moje wspomnienia, otworzyła moje zamknięte na wspomnienia szufladki mozgowe. Uświadomiłam sobie, że razem z moją drogą zawodową rozwijała się kosmetyka w Polsce i trudno uwierzyć jakie to były przygody z tym związane

. Postanowiłam zacząć je spisywać, te wspomnienia które poruszyła Anna, zacznę od tego dnia, o którym mówiła. 

Pracowałam wtedy w Zakładzie Doświadczalnym Chemii Gospodarczej Pollena w dziale szkolenia i poradnictwa, a czasami przy fotelu kosmetycznym kiedy wypróbowywałam kosmetyki wyprodukowane w Pollenie Uroda. To było tak dawno i tak nieprawdopodobne, że boli mnie głowa od wydobywania  tych wspomnień i zapisywania ich, ale będę próbowała dalej bo warto.  No więc wracając do Anny, która była wtedy nastolatką i miała trądzik, i dostala  od swojej mamy talon na oczyszczanie skóry z zaskórników , akurat do Polleny,  do kosmetyczki. Trafiła do mnie. Ja tego oczywiście nie pamiętam, ale dla Anny to było niezwykłe przeżycie i trudno się jej dziwić bo  zabieg wyglądał tak- zioła i spirytus. Gorąca maska ziołowa, przykryta folią i ręcznikiem. Leżała na twarzy odpowiedni czas, żeby lekko rozpulchnić naskórek, nie za długo, bo wtedy skóra puchła i pory się zamykały. Po zdjęciu tej kataplazmy, szybko oczyszczałam skórę z wągrów, a te oporne, które nie miały rozszerzonego ujścia poszerzałam …..zgłębnikiem dentystycznym. Tak, tak, był ten zgłębnik dezynfekowany poprzez gotowanie i spirytus salicylowy. Ten ostatni był bardzo lubiany w kosmetyce w postaciAcnosanu 70%, płynu ogórkowego 30%, toników dla skór tłustych 15%. 

Leży sobie Anna na fotelu kosmetycznym, po bolesnym oczyszczaniu bardzo dokładnym, pokłuta zgłębnikiem dentystycznym, zdezynfekowana acnosanem., poddana działaniu pary z wapozonu , dochodzi do siebie. Na koniec nakładam maseczkę z glinki kaolinowej. Wspomnienie   tych zabiegów kosmetycznych jest w pamięci wielu osób które kojarzą do dziś wizytę u kosmetyczki z bólem, łuszczącą się skórą, dochodzeniem do dobrego wyglądu przez kilka dni. 

Nic dziwnego, że Anna mnie zapamiętała na całe życie. A tak na poważnie, to musiałam te zabiegi oczyszczania skóry wykonywać bardzo dobrze, bo wracała do mnie wiele razy, nawet przyprowadzała potem do mnie swoją córkę Magdę, już do Mimi.  Anna jest moją klientką do dziś. 

Ale o tym już innym razem.  


29 kwietnia 2024


 Zapraszam na mój fan page na Facebook. 

Ewa Wanke lub Gabinet Mimi. 

orchid-right